Wraz z nadejściem listopada (miesiąca, którego nie cierpię), nadeszła pierwsza jesienna szaruga. Śnieg z deszczem, wiatr głowę chciał urwać, a ja akurat w środku tego wszystkiego wymyśliłam sobie, że muszę wyjść. Załatwiłam, co miałam do załatwienia, kosztem wyglądu bałwana i przemoczonych ciuchów... Masakra...
Teraz schnę i się grzeję w ciepłym domku. Jeszcze pół godzinki i coś pójdę ufilcować, aby dzień nie był stracony.
Tymczasem, wykorzystując wolne pół godzinki, wrzucę tu kilka moich ostatnich wytworków.
Na początek broszka.
I dwa kwiatki na dredach
Na zakończenie jeszcze naszyjnik, który zrobiłam jakiś czas temu, ale jakoś nie miałam czasu go tu zamieścić...
To by było na tyle dzisiaj. Trzeba się za chwilkę brać do pracy.
Pozdrawiam ciepło :*
Pięknie dobrana kolorystyka zwłaszcza szarości z fioletem , a i naszyjnik niebanalny.
OdpowiedzUsuń